----------------------------------------
Za Bugiem krętołzawym,
łęgami z tańcem jaskółek
- za wiśniowymi sadkami
i jeziorem , jak rybie Oko.
Rozścielone, jak weselna chusta
w dzikie róże , jagody jałowca
z słowikiem, gdy miłośnie płacze.
Sześćset lat na mapach Wołynia
- wieś królewska,
polskie Rymacze.
Krzysztof Kołtun
Chełm 2012 r.
Rymacze
Zjazdy Kresowe
Polecane
- Historia
- Etnografia
- Św. Izydor
- Luboml
- Obrazy z Wołynia
- Nieistniejące kościoły
- Weselne fotografie z Wołynia
- Najstarsi Wołynianie z Naszych rodów
Stroje
Literatura
!!! Uwaga !!!
Poszukujemy Rodów, Potomków z Rymacz i okolic. Więcej w zakładce "kontakt"
Jaskółcze Lato Na Wołyniu
ilustracje do kąsiążki: Aleksandra Rak, współpraca techniczna: Rafał Stepczuk
Z każdego dzieciństwa w pamięci zostają bajki w sercu dziecka. Pamięć o nich pomnaża się i wzrasta w miarę upływającego czasu. Moje bajki z dzieciństwa - wszystkie były z Wołynia. Głównym bajarzem był z Rymacz Jan Kornijczuk z Zajeziora: sprytny, ciekawski, familijny i psotny. Od piątego roku życia, pamiętam wszystkie wieczórki u rodziców. Schodzili się kolejno wołyńscy kuzyni i sąsiedzi. Jan przychodził pierwszy - był naczelnikiem poczty w Żdżannem, jego kolega z Jagodzina Michał Borowik - był naczelnikiem w Dorohusku. Wspomnienia i przekazy uzupełniane przez kolegów z dzieciństwa były silne i częste - bajek nie brakowało. Nauczył mnie kolekcjonerstwa, co kilka dni przynosząc znaczki z poczty (pieczętowane), ciekawe gazety. Sadzał mnie na kolanach i zaczynało się wędrowanie po Wołyniu. Od Bugu, jeziora Oko, za Hapkę i hen, za lasy, za góry: nie pomijając Lubomla i Maciejowa. Wszystkie strachy były stamtąd: upiorne, dziwne, topielce, strzygi i zmory - nie wykluczając obłędników, płanetników i zwykłych czarownic. Świat wprost XIX-wieczny, po dziadkach: Kurnyjach, Błaziukach, Lewkach, Okrasach, Muzyczkach. To uliczne przezwiska tylko niektórych rymackich Rodów.
Bajkę o kocurze - zwał się Judasz - ze wsi Kocury (tuż za Rymaczami) kiedyś opowiedziała mi mama Stasia. Nie była to do końca bajka. Kot uciekł z popówki w Wiszniowie, zabłąkał się na wesele i za Franką i Stasią - druhnami, przywędrował do ich domu, do Lewczuków na Nowiny. I tu zaczyna się opowieść - doczytajcie ją sami.
Wnuczce Rozalce - urodzonej w Mikołowie na Śląsku, napisałem ją - tęskniąc i przemieszkując w sanatorium w Ustroniu Zdroju w 2014 roku. Rozalka miała roczek - teraz jest uczennicą drugiej klasy.
Bajka jest równolatkom i starszym - przecenna tym, którzy pamiętają opisywane okolice z opowieści własnych lub rodziców.
Zwyczajna i niezwyczajna - wierszowana, czasami z lekką, wołyńską gwarą - zachęcam, przeczytajcie ją sami, a najmłodszym dopowiedzcie swoje bajki "Jak to bywało na Wołyniu".
PS. W nowym, 2022 roku pozdrawiam wiernych Czytelników: w zdrowiu, powodzeniu i chęci życia - trwajcie jak najdłużej.
Winszuję!
Z kresowym pozdrowieniem
Krzysztof Kołtun