----------------------------------------
Za Bugiem krętołzawym,
łęgami z tańcem jaskółek
- za wiśniowymi sadkami
i jeziorem , jak rybie Oko.
Rozścielone, jak weselna chusta
w dzikie róże , jagody jałowca
z słowikiem, gdy miłośnie płacze.
Sześćset lat na mapach Wołynia
- wieś królewska,
polskie Rymacze.
Krzysztof Kołtun
Chełm 2012 r.
Rymacze
Zjazdy Kresowe
- I Zjazd Kresowian
- II Zjazd Kresowian
- III Zjazd Kresowian
- IV Zjazd Kresowian
- V Zjazd Kresowian
- VI Zjazd Kresowian
Polecane
- Historia
- Etnografia
- Św. Izydor
- Luboml
- Obrazy z Wołynia
- Nieistniejące kościoły
- Weselne fotografie z Wołynia
- Najstarsi Wołynianie z Naszych rodów
Stroje
Literatura
!!! Uwaga !!!
Poszukujemy Rodów, Potomków z Rymacz i okolic. Więcej w zakładce "kontakt"
W starej, wołyńskiej tradycji jesieni oraz zimy - były wieczórki. Odwiedzanie domostw sąsiadów i krewnych,
w długie wieczory - na rozmowy i spotkania z ludźmi, były niemal świętością. Tu porozsiadani w ciepłych kątach przybysze
oraz domowi, mieli czas, okazję do wspomnień i rozmów o dniu dzisiejszym. Historię i obyczaje przeplatały opowieści o przodkach,
wydarzeniach, podróżach, strachach i świętowaniu. Dzięki tym wołyńskim wieczórkom... W moim rodzinnym domu przeniesionym
z Rymacz do podchełmsich Wierzchowin moja wiedza od dziecka bogaciła się i umacniała tradycją, folklorem, rubasznością i przysłowiami.
Język wieczórek był starodawny, barwny, gwarowy bo to w domowym zaciszu, można po swojemu. W czasie wieczórek czytano stare listy po przodkach,
a nade wszystko powieści. Tak więc przywilej miał Kraszewski, Sienkiewicz, Rodziewiczówna, Prus. Pamiętam te wieczory czytankowe, gdy siostry czytały,
mama przędła wełnę nam na zimowe swetry a goście porozsiadawszy się po kątach wielkiej kuchni, wokół pieca zwyczajnie łuskali sterty suszonych ziarek z dyni.
Czasami był też poczęstunek, szczególnie pierogami z kaszą, pieczonymi w piecu z okrasą albo przepyszna
jaglana kasza zapiekana z miodem - ot tak, po radziwiłowsku!
Opowiadano zatem o Kościuszce, jak przez Rymacze porowadził wojsko pod Dubienkę ( wpierw rekrutów nabrawszy, kamandował nimi na górze za Smolarami)
- nawet śpiewano dumki z tamtych czasów, które zostały w pamięci ciotek...
Ot tak, niby po ludzku?
Przez stare Rymacze, wojsko jedzie
I śpiewa o Polsce, i śpiewa o Polsce
Sam Kościuszko na przedzie.
Wrony koń się pod nim buntuje
Kopytem grzebie, kopytem grzebie
Bo wojenke on czuje.
A to znów o dzielnym chłopcu - Lisie Kuli, który pod Torczynem zginął młodo, a taki był przystojny i w randze podpułkownika, że długie lata panny śpiewały o nim miłośnie...
Gdy ruszył na wojenkę,
Miał siedemnaście lat,
A serce gorejące,
A lica miał jak kwiat.
Chłopięcą jeszcze duszę
I wątłe ramię miał,
Gdy w krwawej zawierusze
Szedł szukać mąk i chwał.
Wspominano również przodków - straszne wydarzenia, pożary i czas wojen. Moja babcia rozmiłowana w śpiewie, zawsze zaczynała jak
na wołyńskim odpuście... Najpierw pieśń Turczana (czyli o Sobieskim pod Wiedniem), potem sieroce dumki i żurawie pieśni.
Śpiewano i mówiono często w dwóch językach. Zwyczajnie po polsku
i w prostym języku (czyli chachłackim) jak to na Wołyniu od wieków bywało. Jawiły się słowa ruskie, czeskie,
po Olendrach i Żydach z jarmarków nawiezione - barwna mozaika tajemniczej mowy...
Tam pod hajom zełeneńkim, brała wdowa lon drobneńki.
Brała, brała wybyrała z syroj zemloj rozmowlała.
A o świętych, o cudach, odpustach i kompaniach, które szły z Wołynia do miejsc cudownych Mielnicy, Korytnicy, Hołub, Kodnia, Leżajska i przemożnej Częstochowy...
Końca nie było. Były pieśni przygodne i pod nogę, pokutne i wesołe. Setki ich słyszałem i nauczyłem się w dzieciństwie, bo tak nakazywał domowy obyczaj.
Marsz, marsz me serce do Częstochowy
Tam zobaczymy obraz Królowej.
Pójdźmy ach, pójdźmy na Jasną Góre
Tam zobaczymy Panny figurę.
( ...to ta sieroca, o wędrującym, małym,
głodnym rodzeństwie i cudzie, pomnożenia chleba)
A Matka Boska, cud uczyniła
Bochenek chleba z nieba spuściła,
Chociaż go nigdy nie używali,
Tylko patrzyli, dosyć go miali..
Zawsze bliżej północy, jak się wieczorniki zasiedzieli w gościnnym domu, opowiadano o strachach i duszach pokutujących. To godzina dusz i im się należało wspomnienie.
Bogate to były wieczórki z Wołynia - tradycją przyniesione tutaj, w chełmskie. Uczyły historii i życia - godności i poszanunku, dawały dobre przykłady.
Cudne czasy i wieczory, wspominam do dziś, czerpiąc z nich wiedzę. Wszystko stamtąd zawdzięczam Ludziom, którzy odwiedzali nasz dom i rozmawiali o przeszłości.
Przypomniana tradycja, tej jesieni wróciła do Antykwariatu Kresowego w Chełmie: www.antykwariat-kresowy.pl.
Zaczęliśmy wieczorami schodzić się, jak do wołyńskiego dworu - na snucie historii i rację czasu.
Tej jesieni przewodnikiem w wieczórkach jest Kraszewski. Godna rocznica 200-tna urodzin i zauroczenie Wołynian jego dorobkiem literackim, jest przeogromne.
A to jak w Romanowie u babci Malskiej dzieciństwo spędzał, jak w Świsłoczy w klasztornej bibliotece, niejedną historię odkopał ciekawski gimnazjalista...
A to jak się żenił na Wołyniu i pomieszkiwał po dworkach ciotecznych, pod Łuckiem a to jak po karczmach jeździł i wsłuchiwał się
w podróżnych, czumaków i starych Żydów - arendarzy co mówili o Ludziach i świecie. Piękne są jego wołyńskie powieści:
U babuni, Jaryna, Budnik, Chata za wsią i inne.
A jaki język staropolski i mocny tylko się uczyć i nieść w świat, ze sobą...
Po cóż się nudzić i żyć w odosobnieniu - nawet w takim Chełmie, jak po ludzku można się spotkać na wieczórkach...
Z kresowym pozdrowieniem
Krzysztof Kołtun