----------------------------------------
Za Bugiem krętołzawym,
łęgami z tańcem jaskółek
- za wiśniowymi sadkami
i jeziorem , jak rybie Oko.
Rozścielone, jak weselna chusta
w dzikie róże , jagody jałowca
z słowikiem, gdy miłośnie płacze.
Sześćset lat na mapach Wołynia
- wieś królewska,
polskie Rymacze.


Krzysztof Kołtun
Chełm 2012 r.


Rymacze

Zjazdy Kresowe

Polecane

Stroje

Literatura

!!! Uwaga !!!

Poszukujemy Rodów, Potomków z Rymacz i okolic. Więcej w zakładce "kontakt"




















Do dzisiaj w skrzyniach i wiszniowych kufrach (kupowanych na jarmarkach w Dubience, pannom na posagi w okresie międzywojennym) zachowały się stroje po naszych babciach i prababciach. Stroje rymackie z XIX w. czasami elementy - starsze, pamiętające czasy Kościuszki, Branickich i Powstania. Czarne ternówki, czyli chusty żałobne, podobno przyszły do kultury wsi po Powstaniu Styczniowym. Wtedy, gdy pognano na Sybir kilkanaście chłopców i mężczyzn z Rymacz i okolicy - większość nie wróciła nigdy - zrozpaczone matki patrząc na mieszczki w Lubomlu, zaczęły nosić nieustanna żałobę. Panny nosiły czarne wstążki do warkoczy i czarne fartuszki. Tylko na wesela i na odpusty do Lubomla, s trojono się po dawnemu - barwnie, po wołyńsku. Z tamtych czasów zachowała się w pamięci dumka - o zozuli, która przylatywała do starej matki w sadek i kowała, co dnia. Wychodziła matka, płacząc i wołając syna, który latami z Sybiru nie wracał. A gdy łez zabrakło, oczy suche zapatrzone na Wschód - wiedząc, że i Oni tam biedując chleba, płaczą za Rymaczami - prosiła siwe kozule ot tak... Niech leci, niech powie, że jeszcze się wszyscy spotkają, zobaczą.


Zakowaj im zozuleńko,
niechaj już nie płaczą.
Na Dolinie Jozafata,
wszyscy się zobaczą...

Stroje dawne, wołyńskie miały kilka odmian. Kolberga nie było w Rymaczach. Był w okolicach Bindugi, we dworze w Turyczanach, w Wysocku. Widać zabrakło mu czasu albo tamta gościnność Ludu i panów, zatrzymała go bez reszty. Rybackie stroje poznawano wszędzie. Były bogate i pyszne. Zaczynało się od Zielonych Świątek - do Matki Boskiej Siewnej - wszystkie zamężne kobiety, na co dzień nosiły białe, proste chustki w budny dzień (co najwyżej z wianuszkami kwiatów po brzegach lub z delikatnymi wzorami) to chustki - malowanki, batystowe. Dziewczęta i panny, nosiły barwne atłasówki, ternówki, szelinówki kwieciste i proste, kolorowe do pracy w polu, na łęgach itp. Kramne koszule, na co dzień noszone tylko u najbogatszych w święta. Na co dzień, płótna i samodziały lniane, z własnych warsztatów tkackich, które stały w każdym domu. Na koszule męskie, świąteczne i do parady, zamawiano płótno u tkaczy w Maciejowie i Lubomlu. W święta, nie chodzono boso (chyba, że w opłotkach, najstarsi i dzieci) a na ulice koniecznie - buty skórzane, rzymki, trzewiki lekkie lub podkute, w zależności od pory roku. Oficerki nosiły kobiety jak i mężczyźni. Latem z cienkiej skóry, zimą grube na podeszwie wołowej. Buty zamawiano u szewców Żydów, kupowano u wędrownych markietanów (handlarzy). Buty były mocne, przy dobrym poszanunku, wystarczały na kilka sezonów. Czarne, gimzowe i podbijane. Czerwone trzewiki, miały młode dziewczęta albo panny, które obnosiły się z posagiem po okolicy. Sznurowadła zawsze czarne, zgrabnie wyborsowane, na krzyż. Na wesela, do końcówek sznurowadeł wiązano czerwone wstążki. Krasiło to buty i prześlicznie wyglądały w tańcu. Ważnym elementem stroju były fartuszki u dziewcząt i kobiet... aż do babuszek. One podkreślały, czy jest budny dzień czy święto. W budny dzień, często czarne, wiśniowe, brązowe i ceglaste, proste z kilkoma rąbkami, zakładkami lub klinami. W święta - zawsze z kramnego płótna, batystu, obszywane goreniem (czerwona tasiemką) czasami tkalne w delikatne paski w odmianach czerwieni, różu, pasu, z trokami do wiązania kokard lub sznurkami kręconymi w wełny. Po dawnemu, zamożne kobiety, na wieszk białych fartuchów, wiązały barwne krajki na kokardę z przodu. Ciekawy zwyczaj i wołyński, nigdzie niespotykany. Ta krajka przydawała się do różnych wiązań. W wyprawie każdej panny było krajek, choć kilka, najczęściej czerwonych różnej szerokości od dwóch palców na dłoń szerokie... One też służyły do podpasywania sukman, kożuchów, lejbików, saczków, a także wiązano nimi małe dzieci powite do sześciu miesięcy, żeby leżały prosto i miały potem mocny kręgosłup. Ważne i podstawa późniejszego zdrowia. Spódnice pasiaki tkane wzdłuż, najczęściej czerwone, granatnik, bure w wąskie, podłużne paseczki, od wieków zwane "rymackie" lub letniki, burki - karbowanki, zapiekane w piecu chlebowym i ładnie składane do drobnego kantu. Były też kraciochy (tkane w kraty) i krasiochy czerwone, wiśniowe z kupnej wełny z naszytymi, trema wstążkami. Były też zimowe spódnice, długie, szerokie tzw. galany tkane z grubej weliny w poprzeczne pasy, najczęściej czerwone, biskupie i czarne. Chusty wiązano różnie. Babuszki i wdowy nosiły obręcze białe pod chustką, czyli pojedynczy zwitek batystu kramnego, mocno obwiązujący głowę i czoło. Na to kładziono chustkę wedle upodoby i szacunku dnia i pory roku. Zamężne kobiety - spały również w białych, cienkich chustkach - to dziedzictwo po przodkach "otulono głowa, zawsze zdrowa". Młode panny wiązały chustki do tylu w czepek i ołczeke, w zajączka (jak do karczmy), czyli wysoko na czubek głowy, żeby chustka się nie pociła od czoła. Mężatki, zawsze wiązały chustkę pod brodę. Żadna nie chodziła z gołą głową, świadczyłoby to o biedzie i braku szacunku do dziedzictwa i siebie. Do roku 1910 - mężatki i stare kobiety, nosiły czepki z kimbałkami - był to zwyczaj stary, dawny i święty. Która nie chciała nosić - wiadomo, że nie będzie jej się wiano wiodło i poszanunku u kobiet nie będzie miała. Ta kimbałka obowiązywała od wywodu aż do późnej starości. Był to obręcz z łozy, wygięty w kabłąk owinięty święconym lnem i płótnem z naciągniętym płótnem, na wierzch (forma czepca). Kimbałka dopasowana do głowy, czasami trochę uwierała, cisnęła, ale do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić. Zdejmano ją po wieczornej modlitwie, a nakładano przy pierwszym wyjściu z domu, za próg. Na kimbałkę szedł dopiero biały obręcz i wiązana chusta. Dostojnie wyglądały nasze prababki, ale dotychczas nie znaleźliśmy takiej fotówki z czepcem. Zwyczaj wołyński trwał dopóki nie przyszedł ks. Stefan Jastrzębski na parafię w Lubomlu. Pomstował z ambony i przy spowiedzi, że to uciska głowę, męczy, że to staroświecki zabobon. Do tego stopnia, - że które wierne dziedzictwu z domu, chodziły w czepkach to potrafił pod kościołem z głowy zedrzeć i powiedzieć, a chodźże po krakowsku, a nie jak Rusinka. Wojna z tradycją trwała wiele lat, ale na wsiach kobiety długo nosiły się po swojemu. Jednak ksiądz wywojował nowe. Hahahaha... Zastąpiono czepki - po krakowsku, obręczami z płótna a wiana - wiodły się dalej. Tak było w posażnych domach do 1939 roku. Stroje, koszule obu stanów były haftowane krzyżykami - w czarno-czerwone kwieciste wzory. Był to zwyczaj polski i stary. Nie słusznie modni etnografowie twierdzą, że ukraiński. Rusini - miejscowi mieli hafty raczej geometryczne, wielobarwne, chociaż niektóre wsie miały podobne do polskich, (lecz mniej szlachetne). Korale zwykle cięte, grube, trzy bicze (sznurki) u zamożnych kobiet i u panien, czasami i sześć, koniecznie ze szkaplerzem srebrnym lub krzyżykiem na przywieszce - paradnie i po polsku. Paciorki to korale krakowskie, czerwone lub szklane do stroju dziewczęcego. Sukmany - bure, do ślubu białe, dla wójta, poradników czasami czarne w poły, szerokie, lamowane z obszyciami w czerwone kusaki i wypusty z pomponami. Kożuchy dawne, polskie białe w cztery poły długie, fałdziste do krajki i rzemienia - zarówno męskie jak i damskie. W XX w. przyszła moda na kożuchy krymskie - wyprawiane w dębowej skórze na rude odcienie i brązy… Obszywane czarnym baranem, kołnierzaste i do stójki - furmańskie długie w poły jak i proste z fasonu. Panny miały - kozuszki krótkie, zwykle na Budny dzień mniej ozdobny a świąteczny, obszywany baranem czarnym, lamowany, czerwoną skóra z krzyżykowymi haftami w objemkę… Cudne! Były drogie i zamożne. W wojnę 1943 r. jak Ukraińcy szli mordować Polaków i palić wsie to najpierw rabowano trzewiki tak zwane mazurki, borsowane i kute i kożuchy. Stąd też mówiono naiwnie - oni tylko nam kożuchy zabiorą. Obiecali, że nic nie zrobią, mordować nie będą...


Z kresowym pozdrowieniem       
Krzysztof Kołtun