----------------------------------------
Za Bugiem krętołzawym,
łęgami z tańcem jaskółek
- za wiśniowymi sadkami
i jeziorem , jak rybie Oko.
Rozścielone, jak weselna chusta
w dzikie róże , jagody jałowca
z słowikiem, gdy miłośnie płacze.
Sześćset lat na mapach Wołynia
- wieś królewska,
polskie Rymacze.
Krzysztof Kołtun
Chełm 2012 r.
Rymacze
Zjazdy Kresowe
- I Zjazd Kresowian
- II Zjazd Kresowian
- III Zjazd Kresowian
- IV Zjazd Kresowian
- V Zjazd Kresowian
- VI Zjazd Kresowian
Polecane
- Historia
- Etnografia
- Św. Izydor
- Luboml
- Obrazy z Wołynia
- Nieistniejące kościoły
- Weselne fotografie z Wołynia
- Najstarsi Wołynianie z Naszych rodów
Stroje
Literatura
!!! Uwaga !!!
Poszukujemy Rodów, Potomków z Rymacz i okolic. Więcej w zakładce "kontakt"
----------------------------------------------------------
8-9.07.2009 fotografie udostępniło: archiwum: www.rymacze.pl |
[aby obejrzeć - kliknij !!!] |
----------------------------------------------------------
Ziemia Przodków ciągnie duchem - w stronę miejsc tajemniczych.
Misterium życia, które rozgrywało się tam przed dziesiątkami lat, nie pozostawiając czasami nawet fotografii Przodków.
Z wołyńskich Kresów uciekano w pośpiechu. Ci co zdążyli, rzadko zabrali pamiątki z domu... Tych, których spotkała tam śmierć męczeńska - nie maja grobów ani krzyży.
Latami noszona w sercu chęć powrotu na kilka godzin - czasami po 65 latach, koi rany tęsknoty albo potęguje ból.
Śladami życia Polaków przez wieki na Wołyniu, po raz kolejny w sierpniową sobotę ruszyło Towarzystwo Rodzin Kresowych z Chełma.
Żniwna droga (bo żniwny sierpień), prowadząca w stronę Kowla, Łucka nie nastraja pozytywnie.
Zewsząd ugory i pustkowia po licznych, spalonych wsiach polskich na tych terenach, potęguje smutek. Nieliczne kurhany, świadczą o cmentarzach.
W Hołobach kościół ze zbitą wieżą, podnosi się z ruin. Wstąpiliśmy... Pierwszy spotkany człowiek, śpiewną polszczyzną, powiedział "Ależ, nas tutaj jest trochę niedobitków.
Moja matka - panie, z domu Ogińska." I dławiły go łzy na widok Polaków.
Trudno dopatrzyć się staropolskiego dworu, który niegdyś stał tutaj obok kościoła, ani figur świętych w rynku z 1711 r. Znikła historia, została tylko na starych pocztówkach.
W Łucku, oblanym Styrem - starowieczny nieporządek. Przed zamkiem niedopalone i walące się stare dworki, straszą od kilku lat.
Nikomu to nie przeszkadza, a najmniej parom młodym, które łańcuszkami, idą na Zamek Lubarta - fotografować swoje szczęście. Przystajemy wielokrotnie, bo nie mija się Panny Młodej...
Mury, jak mury, widziały wiele. Milczą. Milczą też dzwony w wieży zamku, zrabowane z kościołów i cerkwi. Raczej przemawiają smutkiem.
Ale za to tutaj jest znakomita wystawa malarstwa europejskiego (z kilku wieków) zrabowana z Pałacu Radziwiłów w Ołyce i pomniejszych dworków.
Jednak jest, jakoś ocalała. W katedrze św. Piotra i Pawła, rozchmurza się czoło wielu, którzy jej nigdy nie widzieli. Większość nas, to pokolenie już powojenne.
Porządek i bukiety kwiatów składane przez Siostrę Terezjankę, to namiastka radości.
I ta, monumentalna, arkadowa dzwonnica (oczywiście bez dzwonów) przez którą widać niebo - robi wrażenie na pielgrzymach...
W Klewaniu (dawne dobra Czartoryskich) cicha uliczka wiedzie do potężnego kościoła farnego z 1610 r. fund. Ks. Jerzego Czartoryskiego...
Tylko nowy dach i okna wskazują na to, ze jest tutaj Służba Boża. Raj fotografom, bo ruina dzwonnicy a w oddali zamku iście kresowe widoki...
Miasteczko pełne słoneczników i chętnie z nami rozmawiających, młodych ludzi, na długo pozostanie w pamięci...
W drodze do Ołyki, trudno na horyzoncie dopatrywać się starej dąbrowy. Dęby starowieczne były największym majątkiem włości Radziwiłłów.
Pobliski Cumań, miał kilka tartaków i najlepszy materiał sprzedawano na lustrzane podłogi do zamków i dworów całej Europy..
Starodrzewia tutaj niewiele. Nie ma też aleji lipowych ani jesionowych - a snuły się kilometrami, od dworów, kościołów, - całego ołyckiego klucza.
Książe Janusz Radziwiłł - doskonały dyplomata i gospodarz we wszystkich pobliskich wsiach ukraińskich i polskich (w okresie międzywojennym) budował mleczarnie i serowarnie.
Dawał pożyczki polskim i ukraińskim chłopom na zakup owiec, bydła, nowych nasion zbóż, maszyn rolniczych. Opowiadają nam na rynku w Ołyce przypadkowi Ukraińcy. "Pan był dobry.
Pomagał wszystkim i za prace dobrze płacił. Ale praca musiała być wykonana, jak trzeba!" A na tym rynku w Ołyce, pożal się Boże! Skurczył się, jakby nie ten.
Kolegiata ołycka św. Trójcy z 1635 r. fund. Olbrachta Radziwiłła, dwunawowa niegdyś ze złoconymi postaciami dwunastu Apostołów,
licznymi obrazami z XVIII w. i jeszcze liczniejszymi nagrobkami Radziwiłów, nagromadzonymi w ciągu czterech wieków - stoi poczerniała, pobita, obstrzelana ze wszystkich stron.
Nigdzie nie ma na Wołyniu tak pobitej pociskami świątyni, jak ołycka. Rany murów, świadczą o historii - niemieckich i banderowskich kulach, które tutaj świstały w wojnę.
Miedziany dach kolegiaty zdarli Rosyjanie w 1916 r. Uratowana ponownie, po wojnie straciła i te gorsze blachy.
Teraz pokryta od nowa z wypalonymwnętrzem (przed ponad dwudziestoma laty) i zniszczonym sacrum - płacze.
Kto ją podniesie z tej ruiny? A suche fosy przed zamkiem, porosła w większości zwykła topola. Pnie się.
Szlachetne odmiany po wojnie, po polskich panach - wycięto. Dziedziniec zamku, przypomina, małe ogródki pełne bylin i kałuż.
Opłakany stan szpitala, który się tutaj mieści, chyba nie nastraja do powrotu do zdrowia. A mury trwają. Warto tam stanąć.
A drodze, z rozbudowanymi cementowniami - pomiędzy wielka równina - Zdołbunów. Był węzłem kolejowym przed wojną. Wielu kolejarzy w Chełmie, przywędrowało do Chełma, stamtąd.
Dziwne miasto, bo trzy świątynie: kościół i dwie cerkwie grekokatolicka i prawosławna - wszystkie mają tych samych patronów świętych Piotra i Pawła. Miejscowy ks. Ścisłowicz (góral).
Mówi nam, że to "prospekt Świętopietropawłowski"... I śmieje się... Jeszcze przedwieczorny Ostróg, skąpany w zieleni i dość zadbany. Najczystsze miasto na Wołyniu.
Wielokulturowe z Akademią Ostrogską, soborem i kościołem... Pełne wież i wieżyczek... Bo w każdym mieście i co drugiej wsi, stoją nowe świątynie prawosławne, kilku obrządków.
Przybysze nie bardzo wiedzą, kto do kogo należy i jakie prawosławie jest lepsze? Wszystko podzielone...
W Ostrogu, mogliśmy się spotkać z polską diasporą. Było dużo wzruszeń, podziękowań, zapytań i łez. "Nie łatwo nam było żyć tutaj..."
Mówią babuszki wprost, bo ich jest najwięcej, najtwardsze. Niektóre powracały z Sybiru, z dziećmi, 60 lat temu - do Polski już granica i trzeba było zostać w Sowietach - mówią.
Niemniej w drodze , na płycie podolskiej, dopiero się wzrusza serce pięknem krajobrazów.
Złota nawłoć większa od pasących się koni, powódź rozlanego złota nad jeziorkami, przy łęgach, na dolinkach. Nieprawdopodobne piękno lata.
Po drodze Szumsk, na pagórku z odbudowanym kościołem, przed kilkoma laty. Stał długo w dobrym stanie aż pod koniec sowieckiej dzierżawy, rozsadzono go trotylem. Nie bywałe. Znów stoi...
Krzemienieckie góry, odkrywają się narastającą zielenią i wreszcie Bona... Cud Wołynia. Do Krzemieńca wjeżdza się z pokorą uwielbienia piękna natury.
Czy jest podobne miejsce na świecie, nie wiem. Ale w żadnym - tylko tutaj w Krzemieńcu, dokładnie 200 lat temu, urodził się Juliusz Słowacki. Poeta. Wieszcz.
Człowiek wielkiego formatu. Prorok nowych wieków. Pod kościołem parafialnym z 1853 r. przy dawnej ul. Szerokiej stają polskie autokary.
Dopiero po wejściu za próg kościoła zaczyna się przeżycie... Białe anioły A. Muchy w witrażach poomiatają łzy z powiek...
Madonna Sykstyńska jakby wychodziła z Obrazu naprzeciw pielgrzymom a pod chórami, sam Wieszcz Juliusz Słowacki wspierany przez rycerskiego Anioła, powala z nóg
- patrząc przed siebie - przemawia słowami wiersza "Niech żywi nie tracą nadziei".
Reszta dopełnia się w Dworku dziadków Januszewskich Anieli i Teodora...
Cała opowieść Julkowego dzieciństwa, tułaczy los, Wilno, podróże, salon, Paryż i śmierć w niespełna czterdziestym roku życia...
Wszystko to opowiedziane barwnym, śpiewnym , kresowym językiem - przenosi w świat życia Słowackich, Liceum Krzemienieckiego, stu barwnych postaci...
Przecież przybyliśmy na początek wielkiego Jubileuszu - Dwusetnej Rocznicy Urodzin Wieszcza - a w dworku, jak za dawnych czasów, pamiątki i jego książki, portrety i meble...
Wszyscy. tutaj czytują jego utwory... Chłopcy, przed kościołem i tutaj dziecinna mową klepią "Testament" i inne wiersze... Wszystko tu mówi o nim i nim żyje.
A na Tunickim cmentarzu, na pagórku przy grobowcu z urną - pochowana ukochana Matka Salomea i dziadkowie, i służki z dworu...
Tam, przypomina się człowiekowi, przemijanie czasu i życia. Tam czytają pielgrzymi listy Juliusza Słowackiego pisane z Paryża do matki... Perły literatury.
Tutaj i nogi i usta dotykają tajemnic historii, niezgłębionej i czystej, jak miłość jego do matki. To wzrusza.
A pod murami Liceum Wołyńskich a Aten, gdzie kształtowały się tysiące talentów, tylu pokoleń - przywołują Czackiego, Kołłątaja,
Hr. Dziembińską, Malczewskiego i całą plejadę malarzy, matematyków, fotografów, botaników, geografów, sportowców... Mózg trzeszczy.
Tylko zniszczone frontony, balustrady i pobite gazony - podpowiadają, że to już nie nasze. Od progu kościoła Jeuzitów, gdzie teraz wchodzi cerkiew - przepiękny widok na Bonę.
Krzemieniec jakiego z sierpniowej niedzieli - nie można zapomnieć, wrasta zielenią i starymi murami w pamięć i zaczyna się nowa historia miasta.
Historia w ludzkim wnętrzu, tryufująco - bolesna.
Jeszcze przywieziony stamtąd krzemień, gałązka kaliny -
będą ożywiać wspomnienia długo, długo...
Z kresowym pozdrowieniem
Krzysztof Kołtun